Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czasem pomoże zielem, czy korzeniem, a zawsze pocieszy i uspokoi.
Mieszka w chacie dostatniej pod starą lipą, na wzgórku, skąd szeroko kraj widać.
Zwykle przędzie len na staroświeckiej przęślicy i zawsze wokoło niej pełno malutkich wnucząt. Przędzie i patrzy po świecie oczami spokojnemi, co mają barwę siwo błękitną, jak lniane kwiecie.
Gdy wejdziesz i rzekniesz: „dzień dobry“ — ani odpowie — ani spojrzy, ani się poruszy.
Dopiero jak się opamiętasz, czyja to chata i rzekniesz: „Pochwalony“ — odpowie ci: „na wieki“, zrobi ci miejsce na ławie i zagada łaskawie.
Masę historji Baby Silichy mogę wam powtórzyć, ale że jutro Trzeci Maj — to wam specjalnie o tem opowiem.
Poszłam po nabożeństwie Trzeciego Maja zeszłego roku do Baby Silichy po radę, bo mi się szpetnie marnowały kaczęta. Dzień był słoneczny i ciepły, Baba siedziała na ławce przed chatą — na prząśnicy, ale nie przędła, tylko patrzała po świecie.
Na bramie dworskiej, na ganku gminy i na szkole, jak kwiaty, kwitły narodowe flagi.
Wysłuchała Baba Silicha mojej sprawy, czy nie wysłuchała, bo zamiast co poradzić, powoli mówić zaczęła:
— Rozpowiadał mi nieboszczyk mąż taką rzecz: Było to szmat czasu temu, zaraz po Polskiej Wojnie, jak to panowie po lasach z carem się bili. Jakoś wczesną wiosną zjechało do wsi pięćdzie-