Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

budować. Powiedzieliście: Jawornica będzie Jawornicą. Pan Jezus słyszał i czeka też na wasze głowy i ręce.
— No, chodźmy na radę do dworu.
Gromadka ludzi ruszyła ulicą wiejską. Na widok szkieletów osad zmilkli znowu. Przytłoczył ich ogrom klęski, ogrom pracy.
Wkroczyli w obejście dworu, mijali pogorzel folwarku, zwały wysady i parkanów, zabłysło światło w oknach domu i weszli w sień, pełną ludzi zbiegłych. Z bocznych pokoi rozległ się jęk rannych. Zrobiono miejsce nowoprzybyłym, podano im misy jadła. Skupili się do księży i dziedzica starsi gospodarze, uczyniła się pierwsza rada.
Jóźwikowski rozglądał się i milczał. Pierwszy raz był we dworze i czuł w sobie wielkie zażenowanie. Zdało mu się, że każdy pamięta wszystko, co przez dziesięć lat przeciw tym panom wygadywał. Głodny był i zmęczony, ale nie sięgnął do jadła, ani się do rozmowy nie mieszał.
Drgnął, gdy poczuł na ramieniu ciężką dłoń dziedzica.
— Dobrze? Pojedziesz pan?
— Gdzie? Poco?
— To pan zasnął. Radzimy, żeby kto do miasta ruszył furgonem po sól, naftę, kaszę i co tam się znajdzie. Sto rubli daję i koniec. Bierzcie się do roboty.
— Owszem, jadę.