Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Których urząd uzna za wiarogodnych i dobrze sobie znanych! — dokończył pan Pskiet.
Po kilku dniach do referenta paszportowego wpłynęło zeznanie o przynależności państwowej doktora Stanisława Suryna, podpisane przez dziekana i obywatela Okoczyńskiego. Upłynęło znowu sześć niedziel, albo i więcej, aż przyszła odpowiedź, że świadkowie nie zostali przez referat paszportowy przyjęci. Wtedy Surynowa stara rzekła:
— Adaś Goryca jest przecież posłem w Sejmie. Prośże go, Staśku, o ratunek!
Doktór blady jak ściana z irytacji, trzęsącą ręką napisał depeszę, a potem zapisał sam sobie końską dozę bromu i posłał do apteki. W tydzień potem, do dworku przyjechał z kolei poseł Goryca i, z całą systematycznością wielkopolską, różne sprawy Surynów zbadał. Parę dni po miasteczku chodził, ludzi rozpytywał i notował.
Gdy się wreszcie z doktorem do pana Pskieta wybrał, wziął ze sobą aparat fotograficzny. Przechodząc przez sale i ubikacje starostwa, bez ceremonji ludzi na migawkę brał, zresztą uwag żadnych nikomu nie robił.
Pan Pskiet już wiedział o jego przybyciu i chociaż to był poseł narodowy, a zatem z sejmowej mniejszości, stał się jednak o tyle giętszy, że był prawie „praktykulantem“ z Rzeszowa.
— Czy pan referent zechce mi udzielić wyjaśnienia, dlaczego dziekan katolicki, ksiądz prałat Osiecki, i weteran z 63-go roku, pan Okoczyński,