Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już klacz, jałówkę, parę świniaków — wóz, pług i bronę.
Do dworu o pomoc i radę przestał chodzić, bo się dowiedział i przekonał, że choć „czynowniki“ byli „Polaki“, „Pan“ nie miał w „Kaźnie“ żadnego głosu, wpływu i znaczenia — tak, jak i za „carskich“ czasów i dwory miały być skasowane, a ziemia pańska pracującemu narodowi rozdana. Zresztą dwór można było grabić bezkarnie, bo sądów jakby nie było, a jak i kto dał się złapać na kradzieży, toć sędzia był swój, człowiek „ruski,“ a taki życzliwy dla biednego narodu, że czasem sztraf ze swej kieszeni zapłacił, kiedy nie mógł uwolnić od kozy.
Można było żyć w tej „Polszy.“ Przysłali do gminy całe wagony odzieży amerykańskiej, więc choć u Kuźmy były dwie skrzynie pełne, dostał po trzy garnitury na każdego członka rodziny. Nawet na dwoje tych, co w drodze pomarli. Potem zwieziono wagony produktów dla dzieci, więc znowu Kuźma podał swoich pięcioro, boć przecie to były dzieci, choć jeden miał się żenić na Trójcę, a córka miała półrocznego chłopczyka „z drogi“ — no i syto było w chacie: biała mąka, smalec, cukier, kakao, kondensowane mleko, ryż, że się z tego zebrało grosz na wszelkie statki i porządki gospodarskie, i można było kupić wódki dla siebie i dla tych z gminy, co spisy zestawiali i podania pisali. Podania Kuźma wysyłał bezustannie o nasiona, o zboże na chleb, o drzewo na odbudowę, o narzędzia, o straty wojenne,