resztę już oddałem ludziom, co je zamówili. Jakem paniusi okna zobaczył — pomyślałem, że moim różom tu będzie dobre bytowanie. Zostawię je paniusi.
Otworzył skrzynkę, wyjął i ustawił w oknach dziesięć wazoników z roślinkami. Ogarnął je ręką pieszczotliwie i, uśmiechnięty, rzekł:
— Rośnijcie, kwitnijcie, woniejcie za ten spoczynek i wodę rzeźwiącą, co mi ta zacna paniusia dała!
— To jakże tak? to nie można! — wyjąkała.
— Oj paniusiu! Dlaczego nie może człowiek człowiekowi ofiarować marnego kwiatuszka ze swego ogrodu. Mnie uciecha dać — niech paniusi będzie uciecha hodować.
— Kiedy ja nie umiem koło kwiatków chodzić.
— To ja paniusi rozpowiem.
I począł prawić, uczyć, opowiadać. Słuchała jak baśni, coraz bardziej zajęta i zaciekawiona.
A wreszcie jeszcze do skrzynki swej sięgnął i położył na kuferku garść cebulek różnokształtnych i starą, wytartą użyciem książkę.
— A oto na dokładkę do róż. Com nie dopowiedział — w książce paniusia doczyta. A cebulki, skoro z wiosny — zakwitną w garnczkach bylejakich. A teraz szczęść Boże w hodowli, jako mnie Bóg szczęści! Jak będę w tych stronach, to wstąpię na okienka paniusi popatrzeć i radować się.
Wstał, skrzynkę na plecy zarzucił, Pana Jezusa pochwalił i poszedł.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/12
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.