Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strony spojrzy — to powie: to tak Polska błyszczy — to takie polskie łany złota. — I siał, siał, coraz silniejszy i twardszy.
Na zimę zostali z trochę zboża i kartofli, cały dochód zabrały podatki, a gdy zgodnie z tem złożono sprawozdanie kasowe do Izby Skarbowej dla podatku dochodowego — otrzymano papier, że rachunki nie są prawdziwe i że z obszaru ziemi Horodyszcza wedle najniższej normy powinno być dochodu tyle to — ergo należy podatku dochodowego tyle to.
— Pytanie — poco w takim razie każą składać rachunki, jeśli mają normy! — rzekł Sewer.
— Żeby czternastu urzędników w Izbie Skarbowej miało papierki do pisania i pobory do brania, — odparł Olesza. — Ilość podatków zaczyna brać wyścig z rewizjami. Zakładam się z panią Honoratą, że podatki wezmą rekord.
— Trzeba będzie chyba jałówkę cielną sprzedać — mruknął Sewer.
— Po moim trupie! — wrzasnęła Kałaurowa. — Mam zegarek po Saturninie — niech pan bierze i sprzeda — jałówki nie dam!
Sprzedano tedy konia i nędza wlokła się dalej. Po lodzie zmarzłego Stybełka zjawili się w lutym bolszewicy. W czarną noc to było. Dom się obronił, ale podpalili stodołę. Olesza, który tej nocy był na warcie, postrzelił jednego, co chciał i stajnię podpalić, dopędził rannego i obezwładnił. Poznano chłopa ze wsi. Miał przy sobie karabin i rewolwer.