Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bo onby do mnie przyszedł! Gdzie on, mamko? Jemu źli ludzie coś zrobili! Jemu kędyś bardzo ciężko i trudno! Tyle czasu go nie było!
— Nie troskaj się, zazulo! A toż Stamierów nie koniec świata. Pójdę, ludzi przepytam i prawdę ci przyniosę.
— Pójdziecie? — zawołała Kostusia radośnie.
— Pójdę, zobaczę go i opowiem wszystko. Nie troskaj się, nie dręcz! Da Bóg dobre!
Kostusia uspokoiła się znacznie i poczuła się rzeżwą i silną. Nadzieja wstąpiła w jej duszę. O zmroku cichutko i nieśmiało poczęła opowiadać jedynej duszy przyjaznej i wiernej swoje tajemne marzenia i plany szczęśliwości.
Zobaczy Sewera już tylko raz pokryjom, raz ostatni. Potem on do wuja przyjedzie, o jej rękę poprosi. Wtedy ludzie przestaną nią poniewierać, nikt się nie ośmieli jej skrzywdzić, bo on przy niej stać będzie. Tak się jej los odmieni jak z nocy na dzień, jak z zimy wiosna ciepła. Niedługo czekać! Sewer się oświadczy, wuj zezwoli i może po Nowym Roku już się pobiorą. Nie mają nic, ale poco im dostatki? Bóg ludziom jednym bogactwo dał, drugim ręce zdrowe. Czego im potrzeba? Kąta ladajakiego i łyżki strawy. Sewer się uspokoi, ustatkuje, i tak we dwoje do pracy staną, do pracy dla siebie! Taka praca to gody! Mamkę zabiorą z sobą, naturalnie, będą jej dogadzać, i tak we troje żywot im snuć się będzie jak nitka z jedwabiu.
Oczy dziewczęcia jaśniały szczęściem i siłą. Ra-