Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wąs i bardzo wyraziste oczy. Potem ona się cofnęła, śmiertelnie zawstydzona, on wszedł do sieni.
Kostusi ze strachu i przykrości serce zabiło młotem, schowałaby się chętnie pod ziemię, zdawało się jej, że ze wszech kątów patrzą na nią drwiące oczy, że cały świat wie i urąga z jej roztrzepania.
Chciała płakać albo uciec stąd na zawsze. Na myśl spotkania tego obcego przy obiedzie krew jej zamierała w żyłach.
Nie sposób jednak było wypełnić choć jeden z rozpaczliwych projektów. Odnalazł ją na górze ogrodnik, żądając nasion, musiała wyjść między ludzi.
Spożyto już dwie potrawy, gdy się nareszcie ośmieliła wsunąć do jadalni.
Cichutko zajęła swe miejsce u rogu stołu.
Gość siedział pomiędzy Felą i Jadwisią, zajęty ożywioną rozmową i zdawało się, że nie zwrócił na nią żadnej uwagi.
Był to oczekiwany Sewer Stamierowski.
Piękny, dwudziestokilkoletni człowiek, zgrabny, silnie zbudowany, ubrany z wyszukaną elegancją.
Nadmiar zdrowia, sił i szalonych fantazyj tryskał zeń. Rozmawiał swobodnie i wesoło o karnawałowych wspomnieniach, a tymczasem chwilami dzikie bunty latały mu w oczach, nieposkromione myśli swawoli rozdymały ruchliwe nozdrza, uśmiechy przekory rozchylały usta.
Ręce jego niespokojnie skubały wąsy, widocznym wysiłkiem powstrzymywał się od niesfornych ruchów. Był bardzo przyzwoity, ale nienaturalny w tej chwili. Po dość długiej przerwie spojrzał na osamotnioną