Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rowska stara majątek swój zapisała w dożywocie drugiemu mężowi, a w razie śmierci syna na własność Rudakowskiemu. Syn ma tylko połowę dochodów i zadowalniać się musi tem, co mu Rudakowski ofiarować raczy. Znasz Rudakowskiego przecie. Ciekawe muszą być rachunki z tych dochodów! Dziwię się, że dotąd nie otruł Sewera! Ergo — proces być musi prędzej czy później.
— Jeżeliby jednak Stamierowski na serjo pomyślał o Feli, ty mu dopomożesz? Wszak to krzycząca krzywda i wyzysk haniebny!
— Hm, będzie na to czas. Lubię tego szaławiłę i chciałbym go za zięcia. Co Bóg da. Zobaczymy.
Kostusia, słuchając półuchem, drżała z niecierpliwości. Śniadanie przeciągało się nad miarę, a jej tak śpieszno było ustroić pokoiki Kazia.
Skończyło się wreszcie i dzieweczka poskoczyła na pierwsze piętro, śpiewając wesoło.
Pod jej pracowitą ręką pokoiki przyjaciela przybierały odświętny, elegancki pozór. Była w połowie roboty, gdy ją turkot spłoszył. Poskoczyła do okna z pękiem zieleni w ręku, którą maiła ściany.
Nie spojrzała na konie i powóz, nie zastanowiła się, że godzina była zbyt wczesna na przyjście pociągu — wychyliła się i rzucając pod stopy wysiadającego świeże gałązki, zawołała z wybuchem radości:
— Kazio! Kazio!
Przybyły podniósł oczy zdumione. Był to zupełnie obcy jej człowiek. Przez sekundę on ujrzał promienną twarzyczkę, ona śniadawe oblicze, kruczy