Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nic nie zaszło, wzięła się do roboty; wieczorem zasiadła z innymi do stołu.
Wuj zapewne uprzedził rodzinę, bo nikt jej nie zaczepił ani się nawet odezwał. Z oczu tylko ciotki wyzierało bezmierne oburzenie, z Jadwisi złośliwe drwiny, z Feli bezgraniczne lekceważenie i pogarda. Wuj był chmurny, ale nie rozgniewany. Znać było, że go drażnił obiad bez wesołości i żartów.
Kostusia przeceniała swe siły. Tej nocy nie poszła do mamki. Jak kloc podcięty legła na posłaniu i usnęła ciężko, przez sen skarżąc się i płacząc.