Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że odtąd aż do śmierci sama pójdzie, odtrącona i sponiewierana.
Poczuła się małą, słabą, bezradną, niezdolną zebrać myśli, wiedziała tylko, że pójdzie tą drogą, nie ustanie, aż padnie lub zmarnieje — ale z nim.
Godziny biegły, a ona wciąż siedziała, nieporuszona, zdrętwiała w jednej pozycji. Powoli gorycz dla świata ustępowała w niej miejsca planom do czynu i nowej pracy. Zbierała myśli. Tysiąc projektów snuło się jej po głowie. Czy ma iść szukać owej ciotki Sewera? Ale gdzie, jak? Czy napisać do Kazia o pomoc i radę? Ale czy Kazio od nauk przyjedzie na jej wezwanie? Czy jest czas czekać na odpowiedź, prawdopodobnie niepomyślną. A tymczasem żyć cierpliwie i spokojnie, wciąż go mając w oczach, wciąż słysząc ten głos: «Gdzie ona?».
Zerwała się z miejsca. Chciała iść zaraz. Zatoczyła się. Poczuła słabość i głód okropny. Nie dojdzie w tym stanie nawet do chaty mamki. W tej chwili drzwi się otworzyły i zajrzała szafarka.
— Pani odesłała mnie do panny z kluczami — rzekła niechętnie i lekceważąco, obrażona za nieufność.
Kostusia wzięła klucze w milczeniu. Miała w pierwszej chwili zamiar odnieść je ciotce, za chleb podziękować, pożegnać i wyjść z ich domu. Opamiętała się jednak, że jej nie puszczą od siebie, gotowi zamknąć i uwięzić. Widziała przecież, jak Sewera uwięziono, choć taki mocny był i niezależny.
Zlękła się. Jeśli przewidzą jej zamiary i siłą zatrzymają, co z nim się stanie! Nie, trzeba milczeć i nie zdradzić się niczem. Nie zdradziła się też. Jakby