Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i rozpacz. A goryczy tej i rozpaczy morze się zebrało przez dwa ostatnie lata, gdy po długiej podróży zagranicę wrócili i osiedli w Warszawie, gdy minął szał, marzenia, złuda i przyszła proza życia, przebudzenie ze snów ideału. Zaznała wszystkiego, nędzy i poniewierki, opuszczenia i niewierności męża, samotności i brutalstwa. Bóstwa jej i bohater okazał się człowiekiem, pełnym grymasów i małostek, miłość — chwilowym kultem jej pięknego ciała, małżeństwo — parodją przysiąg dozgonnej wiary i uczciwości, życie — szeregiem utrapień i trosk prozaicznych, małych a dokuczliwych, związek dusz — ciągłem nieporozumieniem, zwadą, a wreszcie zupełnem zamknięciem duszy i serca, i zaciętem milczeniem. Teraz ją opuścił, rzucił jak nieznośny ciężar, a ona zamiast rozpaczać — wolała umrzeć, niż go zatrzymać w imię obowiązku.
Gdy jej powiedział, że jedzie, odetchnęła, jak od zmory uwolniona — i została — nie czując narazie nic — tylko odpoczynek.
Gdy się zastanowiła, co dalej pocznie z dzieckiem, bez środków do życia, i gdy tylko śmierć z głodu widziała przed sobą — jeszcze mniej była nieszczęśliwą, niż przez te dwa lata życia!
Dzwonek się rozległ w przedpokoju, i zaraz potem gruby, szorstki głos Zarębianki.
— No, i skończony interes. Barwiński przystał chętnie. Miesiąc zapewniony i piętnaście rubli. A gdzież pani Stankarowa? Przecie jej nie puściłaś do domu?