Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



IV.

Nazajutrz i dni następnych tryb jej zajęć i życia na włos się nie zmienił. Po paru tygodniach wciągnęła się i wprawiła, a hrabina do niej nawykła i widocznie była rada usługom. Zaczęła ją posyłać na miasto po sprawunki i z poleceniami, powierzać pieniądze i ustne interesy do znajomych. Zdarzało się, że Stankarowa nie wracała po południu do domu, albo czasem przychodziła późno, gdy byli goście u hrabiny.
Gdy raz wpadła o północy wystraszona, bo ją jakiś podchmielony młodzik ścigał, oburzyła się Zarębianka:
— Mogłaby też stara kazać pani sprowadzić dorożkę lub dać własne konie.
Ale Stankarowa nie umiała się cenić i drożyć. Rada była staruszce dogodzić, nie rachowała swego czasu.
Gdy miesiąc się skończył, nie śmiała wspomnieć o zapłacie, a staruszka zapomniała widocznie. Dopiero w dziesięć dni potem przypomniała sobie.
— Patrzcie, to już sześć tygodni, jak pani jest u mnie. Nie wspomniała mi pani nic. Przecie pani potrzebuje pieniędzy.