Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan hrabia nie przyjmuje o tej godzinie — ogłosił, jak dekret senatu, pokazując na zegar nad okienkiem.
— To nie twój kłopot. Otwórz, dam sobie radę.
Szwajcar popatrzał na niego, jak na warjata, zażył dyskretnie tabaki i, podnosząc wskazujący palec do wysokości nosa, wyrecytował jak z książki:
— Recepcyjne godziny u jaśnie wielmożnych hrabiów Croy-Dülmen są następujące: od jedenastej do pierwszej po południu, od trzeciej do czwartej wieczorem. We środy i piątki przyjmuje się także później zaproszonych gości. Stosuje się to tylko do znajomych i krewnych, przychodzących z wizytą, którzy winni się oznajmić wizytową kartą, tu złożoną. Wizyty nieznajomych i interesantów przyjmuje plenipotent jaśnie wielmożnego hrabiego, pan Fryderyk Sperling we własnem mieszkaniu: Ortweinstrasse nr. 17.
— Oto bilet. Proszę mnie oznajmić hrabiemu. Przyjmie niezawodnie — zawołał Jan niecierpliwie. — Zresztą, zaledwie dwunasta.
— I pięć minut. Kartę raczy pan przedstawić o trzeciej.
— Bodajeś pękł, kufo browarna! — zaburczał Polak, wściekły, zawracając z powrotem.
Ciężkie dębowe podwoje zapadły za nim; znalazł się na ulicy.
— Podłe Niemcy! — klął, wodząc oczami po frontonie pałacu. — Oj, dałbym ja, dał tej grubej poczwarze! Wracaj znowu po obiedzie.
Gdy tak medytował, patrząc w okno, czy się gdzie Wentzel nie pokaże, nagle otwarły się szybko małe, niepozorne drzwiczki lewego skrzydła i z nich