Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Po śmierci męża mieszka przy niej panienka, sąsiadka, Fräulein von Żonżoska, której brat, Herr von Żonżoski, zarządza majątkiem i interesami.
— Cóż o nich wszystkich mówi poczthalter?
Urban pozwolił sobie na gest oburzenia.
Schauderhafte Geschichten! Niemców tam nie puszczają na dziedziniec, nie przyjmują na służbę. Stara pani nie przyjmuje nikogo, kto ich językiem nie mówi, a pan Żonżoski przestrzelił sobie umyślnie prawą rękę, żeby nie służyć w armji naszej.
— Ho, ho! Scewola! — mruknął Wentzel. — Daj perfum. A o panience nic nie mówił?
— Panienka jest okropnie dumna! Sie ist verlobt mit Herrn von Glempocki aus Struka.
— Masz zdumiewającą pamięć. Temi nazwiskami można język połamać. No, daj mi tu kawy i każ konie zakładać.
Urban zwrócił się na pięcie i zniknął.
W godzinę potem Wentzel siedział na bryczce pocztowej i rozglądał się ciekawie dokoła. Okolica była płaska, piasczysta, starannie uprawna, przerznięta siecią dróg i strumyków. Wsie tylko, brudne, nieporządne, stanowiły smutny kontrast z osadami Niemców, rozrzuconemi tu i owdzie. Wzdłuż gościńca dwory stały zrzadka, jak baszty, samotne, ciche, zamyślone zda się, w wieńcu włoskich topoli. Istotnie, były to bastjony zdobytej fortecy. Ona sama kruszyła się i rozpadała w ruinę pod naciskiem zdobywcy: wieżyce stały, patrząc z góry na zniszczenie i zgubę, — zachowały jeszcze na swem czole starą wiarę, starą krzepkość i starą tradycję. Zdobywca obchodził je, czekając cierpliwie na czas i na wewnętrzną niezgodę. Na materjalną siłę i opór nie było materjalnego sposobu.