Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


o które-to papiery w kopji ośmielam się upraszać. Na koszta stemplowe i pocztowe załączam 25 marek, ufając, że Szanowny Pan drobnej tej prośbie nie odmówi.
Przyczem pozostaję z należnym szacunkiem
Jan Chrząstkowski.
Adres mój następujący: Provinz Posen, poczta Braniszcze, majątek Marjampol“.

Wentzel przetarł oczy i powtórzył półgłosem:
— Chrząstkowski, Chrząstkowski! — Potem spojrzał na Sperlinga i spytał: — Aleś jeszcze nie odpisał, sądzę?
— Owszem. Nie odkładam nigdy do jutra.
— Człowieku! I cóżeś odpisał?
— Co pan hrabia polecił: że nie ma ani czasu ani ochoty na szperanie w dokumentach, a papierów po matce nie wie nawet gdzie szukać; dawno je darował szczurom.
Donner und Blitz! Czarno na białem... Taka monstrualna obraza! Czyś zwarjował?
— Nie, ja panie hrabio — rzekł z ukłonem jurysta.
— I list poszedł?
— Przed godziną.
Wentzel garściami wziął się za włosy.
— Trzeba go wycofać!
— Poczta nie wydaje.
Zum Kuckuck poczta! Ja ją własnemi rękami podpalę, byle ten nieszczęsny list zatrzymać. Prędzej, bierz kapelusz, jedźmy.
I stała się rzecz niesłychana: Wentzel, patrjota i zapaleniec pruski, klął tego wieczora zarząd niemiecki, złajał od „lumpów“ urzędników pocztowych, groził