Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Fi! — strzepnęła rękami staruszka! — Więc bukietu nie zaniesiesz, Mili?
— A to po co?
— No, przecież major twój opiekun!
— A no, to jemu się należy bukiet.
— Rodzicom najlepiej odsłużymy się w dzieciach. Przez pamięć na staranie majora warto zająć się córką. Ty tak umiesz być miłym, gdy chcesz.
Ciocia Dora osładzała pigułkę tysiącem pieszczotliwych uśmiechów i spojrzeń.
— Co ciocię tak zajmuje major i jego familja?
— Mój Wentzel, to są ludzie rzadkich przymiotów. Mila jest wzorową córką, gospodynią, wykształcona, ładna, czuła...
— O, i bardzo! — wtrącił hrabia,
— W jej ręce może każdy złożyć z ufnością honor domu. Potrafi stworzyć ognisko, zająć się porządkiem, nie shańbi nazwiska, a mężowi da szczęście, spokój, dzieci uczyni dobrymi chrześcijanami i patrjotami....
— Ciociu, proszę tchu nabrać! Ta tyrada grozi zapaleniem płuc. Wierzę ślepo w doskonałości panny Koop; obowiązuję się, przez wdzięczność dla majora, wystawić jej pomnik na rynku w Dülmen i wypisać to wszystko na marmurowej płycie.
— Możesz zrobić coś lepszego, co uszczęśliwi ją, ciebie, mnie i majora: ożeń się z nią!
— Tylko tyle! Odrobina! — zaśmiał się szyderczo.
— Pewnie, że to nic wielkiego. Major przyjmie cię z otwartemi ramiony, a Mila...
— Panna także ramion nie odmówi.
— Mila cię pokocha.