Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



XVI.

Zapomnieliśmy o jednym!...
On był im wszystkim bliski zarazem i daleki, kochany i opłakany, a nie wymagał od nich ni szczęścia ni zabawy, ni im towarzyszyć mógł w życiu. On leżał spokojny, cichy i czekał, aż o nim wspomną; on się nie bał czasu i lat, ani wypadków, nie weselił się i nie cierpiał: czekał, aż przypomną i przyjdą po niego...
I przyszli razem, gromadka najbliższych, w odwiedziny do niego, i w pewien wieczór wiosenny odnaleźli jego mieszkanie w obcym kraju i pozdrowili w ojczystej mowie modlitwą za zmarłych. Czy on ich słyszał?... Zapewne rodzinna mowa i ducha zwoła, a on jej tak dawno nie słyszał, tak tęsknił...
Pięcioro ich było: czworo młodych, których dziećmi i wyrostkami pożegnał, odchodząc, i biała jak gołąb staruszka, co go kiedyś uczyła pacierza i tej miłości, którą życiem opłacił.
I teraz jej głos przodował:
— „Który chwałą wieczną koronujesz wybrane Twoje!“
A tamci odpowiadali:
— „Wysłuchaj nas, Panie!“
Jakby wiankiem kochających serc, otaczali jego mogiłę, nie śpieszyli z odejściem. Po modlitwie dumali długo w milczeniu, wpatrzeni w napis grobu.