Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśla, to zmykam. Sądziłem, że znajdę pochwałę i zachętę, a tu łzy! Fe, ciociu, c’est mauvais genre!
Wstał i pochylił się nad jej ręką.
— No, zgoda! Proszę się rozchmurzyć. Biję się nie o żadną Samarytankę, jak to ciocia nazywa, ale o to, że Wilhelm Wertheim nazwał mnie metysem i polskim warchołem! Co, jest racja? Za to go rozpłatam jak szczupaka, daję słowo honoru! Niech ciocia spyta kapitana Assenberg, jak się fechtuję! To zabawka dla mnie.
Staruszka otarła łzy i spojrzała mu w oczy.
— Gdy twój ojciec... świeć, Panie, jego duszy... powziął ten szalony projekt, jam go błagała na klęczkach, by zaniechał. Nic nie pomogło. Oczarowali go w Polsce. To kraj wpół dziki. Mają tam gusła, rzucają uroki, dają pić zioła jakieś! Słyszałam o tem od poważnych ludzi. Czarna magja, szatańskie sprawki! Szatan opętał biednego Ralfa! Przeczuwałam nieszczęście! Spełniło się! Ty pokutujesz! Ach, te Polki! Major Koop zawsze mi powtarza: „Wentzlowi nikt nie ufa, boją się sprzeniewierzenia i odstępstwa. Dlatego nie wzywają go na żadną posadę, obserwują go i czekają“. Ach, żebyś się ożenił z córką księcia H*, nieufnośćby znikła!
Ciocia Dora, jak zając, po wielu kluczach wróciła do punktu, skąd wyszła.
— Nie boję się polskich czarów! — odparł hrabia, marszcząc brwi. — Nie pójdę śladem ojca! Co zaś do posad, jeśli mi przyjdzie ochota, nie ja, ale rząd będzie mnie prosił. O to może ciocia być spokojna.
— Więc pojedynek nieodwołalny! — szepnęła.
— Obydwaj nie należymy do tchórzów.