Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najgorsze winy. Pewnie spostrzegłeś oddawna fałsze w rachunkach Piaseckiego i pozwalałeś się okradać.
— At, jakieś tam kilka korcy pośladu. Biedak ma żonę...
— Aha! ładną Marcelkę! — zaperzyła się pani Tekla i chciała coś dodać, ale panna Jadwiga rzuciła jej proszące spojrzenie, więc tylko pogroziła palcem Janowi.
— Jak panią szanuję, takem nawet nie wiedział jej imienia — tłómaczył się chłopak; — alem rzeczywiście tolerował ten drobiazg Piaseckiemu.
— Trzeba było oznajmić mi tę tolerancję wyjeżdżając — rzekła Jadzia.
— Złapałaś go na gorącym uczynku?
— A jakże! — odpowiedziała za nią pani Tekla. — Pojechała w nocy z tutejszym rządcą do Olszanki i zastała dwie fury pod magazynem. Był to brat i szwagier pięknej Marcelki ze zdobyczą.
— To trochę zadużo! — wtrącił Jan.
— Zdaje się! Jadzia zażądała księgi i wzięła klucze. Nazajutrz przy sobie kazała odmierzyć zboże i znalazła wedle rachunków dużą superatę ziarna.
— Miałaś niemały kłopot, Jadziuniu.
— Dwa dni tylko — odparła spokojnie.
— Więcej nieszczęść nie było?
— Owszem: fornal złamał nogę na lodzie, ale sądzę, że się wygoi. Doktór przyjeżdża codzień.
— A ty go pewnie sama opatrujesz?
Nie było odpowiedzi. Zamyśliła się, przypominając wypadki tygodnia, i dodała:
— Zresztą nic więcej. Na listy w interesach odpisałam, zobaczysz w biurze.