Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

No, no, jak ci się zdaje? Przecie jam piękny jak Wenus, ochrzczono mnie nawet: Schön bin ich!
Aktorka dała mu szczutka w nos, natarła na Jana.
Mein Herr! Proszę odstąpić!
Mein Fräulein! Baron podał warunki! — odparł żartobliwie.
Nim się obejrzał, wyśliznęła mu się z rąk i uciekła ze śmiechem. Schöneich pogroził jej palcem.
— Ho, ho! Patrz pan, mruga, proszę spróbować szczęścia! Tylko w ciemności ostrożnie z maszynistami!
Aktorka istotnie kiwnęła na Jana, niknąc za jakiemiś skrzyniami; po chwili wahania poszedł za nią w towarzystwie Wentzla. Schöneich popatrzył za nimi.
— Z tego Wentzla skończony łotr! Ani się pochwalił ze znajomością tego ognistego kawalera. Sekret, hm, to coś podejrzanego; czuję opale w pobliżu! Fe, chłop jeszcze spłata figla i ugrzęźnie w Polsce. Dziedziczne choroby bywają najcięższe. Ho, ho, poczekaj, zadam ja ci antydotu! Niech-no zaalarmuję hrabinę Aurorę, albo Herberta.
Schöneich począł skubać swe rudawe faworyty — był to znak dyplomatycznego namysłu; potem wsunął się w tłok rozbawionej młodzieży i, rzucając po drodze śmieszne zaczepki, dożeglował do kanapy, gdzie piękny Herbert, rozwalony obok rudowłosej Lidji szeptał zaklęcia i karmił cukierkami. Spojrzał zezem na intruza.
Ale baron bez ceremonji ulokował się z drugiej strony aktorki, na jej falbanach, i flegmatycznie zapalił cygaro.
— Tak, moi państwo — zaczął z sarkastycznym grymasem, — powiem wam bajeczkę.