Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na Bielicy i wyjeżdża do Petersburga sprawy pilnować.
Żydzi obrachowali go w lot co do grosza. Na młynach stracił dziesięć tysięcy i rzucał interes w chwili, gdy zaczynał się klarować — dla procesu, który przegra, straciwszy resztę funduszu.
Ale Ilinicz inaczéj liczył i nie dla procesu wyjeżdżał...
Pewnego wieczora wybrał się na pożegnanie do Horodyszcza — chciał z Basią pomówić, by mógł przed odjazdem dzieci zobaczyć. Do żony nie ośmielił się wprost udać.
Gdy przyjechał pod wieczór, w deszcz i wicher, zastał dom pusty. Świeciło się tylko u Bahy w oficynie, i tam zakołatał.
Stary fabrykował sobie cygara z domorosłego tytuniu i nie bardzo był rad wizycie, bo już powieczerzał.
— Niema nikogo. Pojechali oboje państwo do Głębokiego na imieniny. Że też pan się tam nie wybrał! — rzekł.
— Nie mam czasu. Przyjechałem się pożegnać. Za tydzień odjeżdżam ztąd zupełnie. Może się doczekam ich powrotu.
— O, zanocują niezawodnie. Mają tańczyć; jutro wielkie polowanie.
— Seweryn może tym razem tygrysa upoluje.