Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w polu, i raz się zdarzyło, że zostali sami na ganku. Wtedy rzekła szczerze:
— Pan nie uwierzy, jaka luka wśród nas była, gdy pana nie stało...
— Pani na mnie zanadto łaskawa! — odparł smutno. — Po człowieku, jak po kamieniu w fali. Zrazu wir i próżnia, potém koła coraz dalsze i słabsze, a potém, jakby nic, fala płynie. To jest i bardzo smutne i bardzo kojące zarazem. Stara Wilczyca tłómaczyła mi to kiedyś, gdym był bezmiernie zgnębiony stratą żony. Nie wierzyłem zrazu, a potem tak się stało. W duszy, jak na ziemi, ciągle się odnawia życie, na grobach rosną kwiaty, pustkę zajmuje inne uczucie. Pług rozedrze zagon, jak ból serce, a przychodzi czas, jak rosa i słońce, i znowu zagon zielony. I po mnie w waszéj pamięci takby się stało.
— Myli się pan. Pod falą w głębi kamień zostanie, pod pozorem zapomnienia nie zawsze jest pustka w duszy. Jest ból, jak ten kamień, oczom ludzkim niewidzialny. Zanadto cenię pana, abym uwierzyła, że pan w głębi serca nie chowa pamięci zmarłéj, tak, jak pewna jestem, że miejsca pana u nas nikt-by już inny nie zajął.
— Dziękuję pani i całém życiem odsłużę — rzekł, oczu nie podnosząc.
Basia téż umilkła, zamyślona, a potem zaczęli mówić o Sewerze i Nice, o sprawach majątkowych,