Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co za oczy! Prześladować mnie będą! — szepnęła Nika. — I cóż ona zrobiła złego?
— Zdradziła męża, zagarnęła jego majątki, wymógłszy na rozkochanym zapis. Dwa rody uzbroiła na siebie, była przyczyną mordów i klęsk. Mąż padł, zabity przez jéj stronników, tu na progu własnego domu, a ona pojęła drugiego, i tu została, na tém krwawém dziedzictwie. Miała czworo dzieci, wszystkie pogrzebała, mąż ją opuścił dla ladacznicy, i wreszcie bezdzietna, opuszczona, samotna, umarła nagle we śnie, w pokoju z alkową, i grzebali ją spadkobiercy pierwszego męża, wracając do dziedzictwa. Po śmierci została postrachem.
— Mówią, że przychodzi na próg i jęczy, kędy padł jéj pierwszy mąż, który jéj zdrady i sponiewieranego uczucia nigdy nie przebaczył — rzekł Szymon.
— I miał racyę — rzekła Nika. — Ona jest straszna, i nie chcę jéj więcéj widziéć! Nie, nie!
Zwróciła się do pana Seweryna.
— W Sokołowie nie bywa? — spytała ciszéj.
— Nie! — odparł z uśmiechem szczęścia.
Był szczęśliwy, jak w bajce, i mało co wiedział, co mówiono i czyniono daléj tego wieczora. Nika zajęła się ogólną rozmową, a on był zupełnie do rozmowy niezdatny. Odpowiadał bez sensu, lub nie słyszał wcale pytania. Wreszcie Basia domyśliła się części prawdy i zręcznie odwracała od niego uwagę.