Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kobiety wierzą w to tylko, co im się podoba! Przekonać nie sposób, gdy nie chcą.
— A mężczyźni wierzą w to, co im się nie podoba! — wtrąciła ironicznie Basia. W takim razie powinien był pan wierzyć w majątek i w gospodarstwo.
— A pomyślałeś ty o swéj matce? — rzekł Oyrzanowski — o chwili, gdy ją wywieziesz z Miernicy, którą kosztem życia uchowała dla ciebie w całości i porządku?
Ilinicz porwał się z krzesła i znowu chodził po pokoju.
— Dali mi bajeczną summę, świetne warunki! Muszą być ofiary.
— Ofiary w najbliższych i najdroższych istotach! A bajeczną summę dlaczegóż ci dali? I oni zapewne umieją rachować.
— Ba, oni! Utrzymywać rodziny nie będą z ziemi. Dla nich to także świetny interes.
— Utrzymanie rodziny pańskiéj to nie rozchód, to przychód, bo Józia pracuje. Zamiast niéj będzie nowonabywca trzymał rządcę, który będzie tyleż kosztował a niedbale pracował, i może kraść.
— I brać będą owoce z ziemi — szepnął Oyrzanowski. — I będzie to twoja druga troska na téj swobodzie.
Ilinicz znowu usiadł, wpatrzył się w ogień i ponuro rzekł:
— Stało się!