Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

alkierza. Przyniósł ztamtąd świecę woskową, woreczek, w którym szeleściały kości, i kawałek drzewa.
Wilczyca i Ihnat usunęli się w najdalszy kąt izby, a Szymon patrzał, mimowoli przejęty fantastycznością téj sceny.
Na rogu stołu Ułas woreczek położył, świecę zapaloną dał Mikitce do rąk i postawił go na kawałku drzewa, które przyniósł.
Wtedy powoli zaczął mówić, a chłop, z ręką na tych kościach powtarzał, blady jak płótno:
— Poprzysięgam przed Świętym Bogiem, żywymi i umarłymi ludźmi, gromem i wodą i ogniem i śmiertelną chorobą, że sprawę dworu Sokołowskiego ze wsią Omelną załatwię, jak kazał swojém słowem i myślą komisarz, który tu stoi i słucha. Poprzysięgam, że pieniądze za to dziś biorę i na Zubopołokę mam dopełnić, com powiedział. A jeśli nie dopełnię, niech ma wolę kary nade mną Święty Bóg, żywi ludzie, co to słyszą, i umarłe, których kości dotykam, i grom i woda i ogień i śmiertelna choroba, a w zastaw prawdy mojéj i szczeréj woli kładę głowę swoją i córki jedynaczki. Amen!
Stary przestał, a Mikitka pot z czoła otarł i, schyliwszy się, pocałował kości, drzewo, na którem stał, i rękę starego. Potém się obejrzał i zmienionym głosem rzekł do Ihnata:
— Daj, chłopcze, wody kapkę, bom się zmógł!