Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A słyszałeś ty, że Miernica sprzedana?
Szymon, głowę podniósł i słuchał, jak słucha ranny żołnierz pobudki apelu.
— A wiesz ty, że Sokołów podobny los czeka, jeśli ty mnie odstąpisz? — mówił daléj ponuro Seweryn.
Szymon się wstrząsnął.
— Nie może być! — wyjąkał — a zresztą co ja pomogę, ja, nędzarz i taki znękany!
— Więc ja ciebie mam krzepić? Ja? — ciebie! Tyś mnie dotąd jak tonącego nad wodą utrzymywał, płynąc za dwóch przeciw prądowi. Czy mnie rzucisz na pastwę Altera i księcia Adakale? Wiesz, i jam tygodniami rozpaczał i rozmyślał, i może Ilinicz najlepszą drogą obrał. Czy warto walczyć i życie na to zmarnować?
Opuścił głowę na ręce i umilkł.
Ale Szymon był już ze swego osłupienia wstrząśnięty i zerwał się:
— Nie, ja nie nie chcę tak! nie chcę! — zawołał.
— Czego nie chcesz?
— Ustąpić tak z placu — żywym! Ja nie chcę być gorszym, słabszym od niéj. Nie, nie! Niech mi pan daruje. Nim-em ją poznał, wyście już byli. Nauczyliście myśléć, czuć, daliście światło, ideał. Wyście starsi w méj duszy! Miernicę trzeba ratować, Sokołowa nie damy. Pan sam-by téj straty nie przeżył! Nie, nie... trzeba walczyć. Czy pan mówił z panem Iliniczem?