Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prześladowały go na jawie i we śnie. Wiedział, że i dziesiątéj części ciężarów nie pokryje z dochodu; musiał, jak zwykle, ratować się jedynym kapitałem, który majątek zjadał systematycznie co roku — sprzedażą lasu.
Co roku téż, korzystając z jego biedy i potrzeby, las ten zabierał Alter z Jeziora, za cenę, którą sam oznaczał, śmiesznie małą, ale z nim nikt nie konkurował. Sokołów w statutach żydowskich należał do niego.
Co rok pan Seweryn poprzysięgał, że raczéj duszę dyabłu zapisze, niż raz następny sprzeda las Alterowi, i co rok potrzeba gwałtowna, a brak kredytu m uszały go do téj ostateczności.
Teraz znowu nadchodził ten czas dobrowolnéj zguby. Porąb był wytknięty; Alter już go znał; widzieli też inni, przezeń nasłani, by dawali niższą cenę; już ich pan Seweryn przegnał, już swą cenę postawił: 6,000 rubli, już Alter swoją naznaczył 3,500 rubli, i z tém się rozeszli.
— Niech się pan namyśli i obrachuje! — rzek żyd, odchodząc, i więcéj się nie pokazał, wiedząc, żez około Nowego Roku pan po niego sam przyśle.
Pan myślał i rachował, i dzień po dniu upływał bez żadnego rozwiązania kwestyi.
O pożyczeniu tak grubéj summy nie było nawet mowy. Żydzi okoliczni nie daliby grosza bez pozwolenia Altera; zresztą pan Seweryn żydowskich dłu-