Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

minając wszystkie gęsi, owce i prosięta, które poginęły po wsiach okolicznych.
Ta pośmiertna kara zakończyłaby się zapewne zupełnem zniszczeniem skóry; ale niemiec nadleśny wnet chłopów rozpędził, a gajowi uprzątnęli zwierza.
Myśliwi zeszli też ze stanowisk, i uczyniło się gwarno od opowieści, zapytań, anegdot, ale znowu przerwał im Szymon, wzywając do drugiego ostępu.
Mimochodem zauważył, że wrzosy i borówki, które Woyna zebrał, przypięte były do myśliwskiego futerka Niki, i ścisnęło mu się serce.
— Pan Seweryn nabije moc zwierza, a Woyna upoluje śliczną dziewczynę. Mój Boże, żebym ja mógł na to co poradzić!
Rozstawiał strzelców roztargniony i posępny, puszczając mimo ucha prośby różne i zapytania.
Wreszcie Nika go zagadnęła:
— Co pan taki nie swój, panie Łabędzki?
Uśmiechnął się z przymusem.
— Widziałem dzisiaj troskę-wiedźmę w tamtym ostępie.
— E, trzeba ją było zabić!
— Nie mam na nią kul zaczarowanych.
— I wypuścił ją pan bez próby zabicia?
— Nie moja moc!
— Jakże wyglądała? Zkąd szła?
— Wyszła z gąszczu, gdzie zbierała ostatnie wrzosy i zioła!