Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, chodź, chodź, uparciuchu! — dorzuciła Basia, pociągając go za rękę.
Uległ tedy, jak ulegał zawsze wpływowi Horodyszcza. Nazywał to słabością i chorobą; wiedział, że do jutra jego trzeźwe poglądy ich niepraktyczne myśli i ideały zgnębią, i że jutro wróci do jarzma, znowu pijany jakiemiś mrzonkami; a jednak uległ i poszedł, gotując się jednak nie ustąpić, aż po ciężkiéj walce...