Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Was trzeba zdobywać długą pracą, nie szturmem — rzekła. — Ale właśnie podoba mi się wasza ostrożność i to charakterystyczne milczenie.
— Bardzo-bym rada nie sprawić zawodu, proszę jednak pamiętać, że nietylko mędrzec milczy, ale i prostak.
Sokolnicki, widząc Szymona przy owczarni, poszedł tam; one obie wracały powoli ku domowi.
— Praca to ciężka i niewdzięczna — rzekła Nika wskazując folwark i szare pola w oddali. Czy pani to się nie przykrzy i nie zniechęca?
— Matki za to swe dzieci kochają, a żołnierze swe blizny — powtórzyła Basia jéj słowa z uśmiechem.
— To już nie wiara, ale fantazya — szepnęła Nika. — Zagrzebać się w téj pustce, to okropne. Jeśli pani zaręczy, że się nigdy nie nudzi, to co za szalony ma pani zasób żywotności w sobie!
— Możebym się nudziła, gdyby się czas znalazł, ale przy mem zajęciu jest czas na rzeczy najgorsze: na zgryzotę, na bunt, na smutek, na przeświadczenie o krzywdzie, na zawody i nawet rozpacz — ale na nudę go nie stać. Robota jest nieprzebrana, często zalega nawet, a chwile wypoczynku tak rzadkie, że są rozkoszą!
— I tak myśli pani życie przebyć?
— Tak, usque ad finem!