Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ku rada. Zresztą dziś można je wypróbować. Konie państwa wrócą luzem do domu, a temi państwo pojadą. Do Głębokiego mil pięć: niech pokażą, co umieją.
— Widzi pani przerażoną twarz pana Sokolnickiego? — roześmiała się Nika.
— Ręczę pani, że on jest o wiele lepszy, niż jego mina. Będzie rad wyświadczyć sąsiedzką grzeczność, nawet bez interesu sprzedaży szóstki.
— Czy tak? — zagadnęła go Nika.
— Mniejsza o grzeczność, to jest fałszowana cnota, ale Basia ma racyę, że chyba nic innego nie pozostanie do zrobienia. Stangret z koniem wróci ledwie w nocy, a jestem pewien, że ojciec pani nie zechce nocować ze strachami. Więc niech państwu służą moje konie.
— Czuć rozpacz w téj ofierze i nawet wiem dlaczego. No, ale pomimo to usługę przyjmiemy, chociaż oryginalnie zaofiarowana. Strachów ja przynajmniéj się nie boję. Mam nadzieję je poznać, bo dzisiejszy wypadek będzie wstępem do dobréj z panną Barbarą znajomości. Podobała mi się pani, jak mało kto!
I wyciągnęła do Basi rękę ze szczerym, dobrym uśmiechem.
Panna Barbara podała swą dłoń w milczeniu. Nie uraziło to Niki.