Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i nikt cię zasad nie uczy. Masz je sam i spełniasz. Tylko nabrałeś teraz nowéj manii — narzekania i protestów! To jak z postem, który zachowujesz, wyrzekając nań w niebogłosy.
Sewer się roześmiał i pokonany wyszedł do salonu.
Zagrodzki oddawna poznać go chciał, jako najbliższego sąsiada, myśliwego i znawcę koni: więc się bardzo ze spotkania ucieszył i zaraz o polowaniu mówić zaczął:
— Pan nam przecie swego towarzystwa nie odmówi w przyszły wtorek. Leśniczy zapowiada niedźwiedzia napewno!
— Niedźwiedzia — wątpię. Już-by go chłopi spędzili. Sarn sporo jest u pana, bo i do mnie przechodzą.
— Pan ma skarb-nadleśnego.
— Mam skarb, bo przyjaciela. Łabędzki pracuje z zamiłowania. Lękam się o niego, bo zdjął z mojéj głowy wszystkie nie nawiści i pomsty.
— Żebym ja takiego miał! — westchnął Zagrodzki.
— Zawiele pan od losu wymaga. Cóżby nam zostało, biedakom, którzy kupić wierności nie możemy?
— O, ja téż się nie łudzę, że za pieniądze tego dostanę. Jak panom wiadomo, zupełnie niespodzianie spadł nam ten majątek. Nie znam się na roli, więc za nieumiejętność płacę. Czy uwierzy pan, że