Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam, raz kozie śmierć! Przemówiłam się ze starym, on mnie spostponował, więc mu powiadam: czekaj, psia nogo, ja ci pokażę! Pojadę na wieś, między ludożerce, między bałwochwalce — na takie wygnanie, na takie zatracenie, a z tobą nie zostanę!
Aby jej się pozbyć, musiała pani Taida wezwać pomocy Włodzia i posłała go pędem do „Kurjera.“
— Cofnij ogłoszenie, cofnij! Mam tego dosyć!
Była już zdecydowana z niczem powrócić, ale żal jej było kosztu i strach samotności w domu.
— Wezmę chyba tę Wolską! — rzekła.
— Niech mama poczeka, aż się załatwi ze spowiednikiem i sumieniem! — odparł Włodzio.
— Bardzo cię proszę z tego nie żartować. Mam nadzieję, że i ty te dwie władze szanujesz.
Włodzio zerknął ku Stasi, ale jej twarz była niewzruszona.
Wieczorem posłaniec przyniósł odpowiedź panny Klary Wolskiej:
„Twarz pani wyraża siłę i prawdę; oddaję się ufnie pod opiekę pani, przyjmuję obowiązek. Proszę o wyrozumiałość dla mych słabości i o wzgląd dla moich potrzeb duchowych, które są mojem jedynem szczęściem i przyszłością sierocą.“
Pani Taida, nagle zdecydowana, złożyła list.
— Niech będzie ta, bo niema z czego wybierać! A czas mi wracać do roboty!