Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/73

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Cierpliwości! Trafisz na dobrą. To dopiero początek. O, znowu dzwonek! Otwórzno, Stasiu, bo Kasia wyszła do pralni.
    Stasia siedziała u okna z głową podpartą rękami, zatopiona w czytaniu. Podniosła się automatycznie i wyszła do przedpokoju. Po chwili wróciła.
    — Któż to? — spytała matka.
    — A znowu coś do pani Skarszewskiej — odparła pogardliwie.
    — Jakże wygląda?
    — Anim spojrzała. Nie warto.
    — Dlaczego? — zagadnęła Pani Taida.
    — Bo to będzie korowód wszelkich pasorzytów, kalek i niedołęgów. Alboż to ludzie. Osoby w średnim wieku szuka pani. Cóż warta osoba w średnim wieku, która nie ma fachu i stanowiska, która nic nie zdobyła, nic nie wywalczyła do tej pory! Plewy!
    — No, no! — ujęła się Ozierska. — O chleb jest trudno, walka o byt ciężka. Ty zawsze jesteś krańcowa.
    Pani Taida wyszła do interesantki, a Stasia odparła:
    — Chleb mieć będzie ta, która wie, czego chce i do czego dąży. Taka nie szuka ogłoszeń w „Kurjerach,“ ale ma już stanowisko i walki o byt się nie boi. Pani Skarszewska szuka drugiej siebie, a mama jest tak naiwna, że wierzy, iż taką znajdzie między warszawiankami. Toć one wyobrażają sobie, że na