Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dotąd nie potrzebowałam pracować na siebie. Mój mąż miał dobrą posadę na kolei. Po jego śmierci miałam magazyn mód, ale interesy źle poszły jak zwykle kobiecie samotnej, bez męskiej opieki!
Westchnęła i dodała:
— Przeczytawszy ogłoszenie, pomyślałam, że wyjazd na wieś poprawi mi zdrowie i uspokoi nerwy, zerwane ciężkiemi przejściami.
— A pomyślała pani, czy spełni swe obowiązki? Czy pani się zna na hodowli drobiu i trzody, na ogrodnictwie i mleczywie?
— Jakto, ja mam być szafarką i klucznicą! — oburzyła się dama. — Ogłoszone było, że mam zarządzać i wyręczać panią domu.
— Więc pani myśli zarządzać, nie mając pojęcia o obowiązkach i robocie. Mnie wyręczać, uważając pracę za nieszczęśliwy dopust. Ja zaś uważam ją za wielkie szczęście. Różnimy się tedy w kardynalnej kwestji. Potrzebuję pomocnicy, a nie nerwowej ofiary.
Dama się bardzo obraziła i powstała majestatycznie.
— W takim razie nie trzeba dawać kłamliwych ogłoszeń i trudzić ludzi, którzy wyszli z wieku morałów! — rzekła drżącym głosem i wyszła.
Pani Taida, oburzona, poszła do jadalni, gdzie Ozierska krzątała się z kucharką, i opowiedziała pierwszą próbę.