Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziewczyna ruszyła ramionami i korzystając z tego, że lokaj przyniósł świeże gazety i listy, zajęła się swoją korespondencją.
Różycki rozerwał opaskę ostatniego numeru dziennika i zatopił się w czytaniu artykułu wstępnego.
Szelest papieru przerywał ciszę.
Wreszcie pan Erazm odłożył gazetę, westchnął i wstał, wezwany, do biura przez rządcę.
Przechodząc, pogładził Ritę po głowie i rzekł:
— No, dziecko, nie dąsaj się! Byłem już siwy, gdy cię do chrztu trzymałem. Przyznaj, że wiem i znać mogę to, co mi włosy ubieliło, lepiej od ciebie.
Dziewczyna, przejednana, zdjęła jego dłoń ze swojej głowy i pocałowała w milczeniu.
Wieczór tymczasem zapadł zupełnie. Rita, pozostawiona sobie, usiadła na schodach ganku i nucąc coś półgłosem, sumowała wrażenie rozmowy ze stryjem
Poczynała ją opadać wątpliwość, czy dobrze robi i czy zgotuje szczęście starszemu bratu, przygotowując go i namawiając na następcę pana Erazma. Postanowiła przynajmniej nie przynaglać go do tego epilogu młodości.
Tak rozmyślając, doczekała się zupełnej nocy i ciszy, tej wielkiej, jaką tylko wieś dać może.
I w tej ciszy rozróżniła wreszcie daleki turkot powozu.
Uśmiech przemknął po jej twarzy.
— Co też Adaś przywiezie? — szepnęła do siebie, wstając.
W całym domu jedno okno było oświetlone. Podeszła doń i ujrzała stryja, który przy biurku coś rachował, wertując wielkie księgi gospodarcze. Światło obejmowało jego pochyloną głowę, rysując wyraźnie stanowczy profil i zmarszczki oblicza, srebrząc złowieszczo włosy. Starszym jej się wydał niż w dzień, spracowanym, znękanym samotnością.
Zastanowiła się długą chwilę.
— A jednak Szymek tu być powinien! — zamruczała. — Będzie miał mistrza, a może w sobie