Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W tej chwili poruszył się ktoś na łóżku, i senny głos spytał: Kto tam?
Niekrasz znieruchomiał, wstrzymał oddech, palce jego, już obejmujące wiadome pudełko z pieniądzmi, nie śmiały ścisnąć zdobyczy. A wtem klucz podrobiony upadł na podłogę.
— Kto tam? — rozległo się groźnie.
Ktoś się zerwał, rzucił się ku niemu w ciemności. Niekrasz poczuł krew w mózgu, w oczach sięgnął do kieszeni, zamachnął majchrem i dźgnął z całej siły. Nóż wszedł po rękojeść, rozległ się krzyk, upadek, Niekrasz nóż cisnął, porwał pudełko, rzucił się ku drzwiom, potknął się na ciele, zerwał i uszedł. Gdy się wydostał na ulicę, był jak pijany; biegł, potem się opamiętał, skręcił w boczną ulicę, potem w inną, i szedł, szedł, nie wiedząc gdzie, bez planu, byle dalej. Nareszcie zabrakło mu sił, rozejrzał się, był w pustce, nie wiedział gdzie, ale się o to nie troszczył. Siadł na stosie szyn żelaznych, rozłamał pudełko, poczuł pieniądze papierowe i metalowe, schował je do kieszeni, pudełko cisnął precz za jakiś parkan i odetchnął. Nie było pościgu; nikt go nie widział, udało się. Spotniały był, serce mu biło gwałtownie i chwilowo dreszczcz wstrząsał. Wyląkł się okropnie tam, w izbie. Nie spodziewał się tego, co się stało. Zabił starego — musiał. Dobrze dźgnął, terazby tak nie zdołał, wszystko się w nim trzęsło.
Pierwszy raz majchrem pracował. Trzeba iść, wypić mocnej, bo zimno obejmuje. Za mostem Ignac czeka. Kłębiły mu się myśli bezładnie... Ile może być pieniędzy? Ciemno było, nie widział. Część schowa; zabił starego, strachu się najadł, sprawiedliwie mu się należą wszystkie. Ale Ignac go znajdzie, nie ukryje się przed nim, gotów go wydać. Począł się trząść znowu strachem. Co z tego, że uciekł? Podejrzenie nań padnie, znajdą. Zabił. Ignac go ukryje, wyśle. Ignac śmiać się będzie z jego strachu.