Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rej baby gospodyni i chłopca znajdy, nawpół idjoty, porzuconego niegdyś pod progiem.
Paweł Żużel znał dobrze starego. Wyrostkiem będąc, szedł nocą nad jezioro, wytrząsał kosze na psotę, albo w dzień z wędką drażnił rybaka, siadając na połów tuż pod chatą. A młodzieńcem? Wtedy najmocniej wraziła mu się w pamięć sina toń jeziora. O zmroku wykradał się z domu, porywał Szymonowi łódkę i wiosło i płynął w głąb, aż do młyna, gdzie narzeczona jego brata, jasnowłosa młynarzówka Joasia, śpiewała smętne pieśni, wyglądając narzeczonego.
Ale Józik był nieśmiały i cichy, a pracował ciężko. Więc wieczorem sen go zmorzył u komina i nie śmiał iść na schadzkę, czekał cierpliwie ślubu.
Dla pustaka Pawia nie było zmęczenia, nocy i strachu. Zakazany owoc, wzbroniona zabawa, były mu najmilsze. Zdawało mu się, że kocha dziewczynę.
I tak co ranek znajdował Szymon swe czółno tam, gdzie je prąd zaniósł, często przewrócone, wiosła wyławiał i klął w suche kamienie nicponia mularczyka.
Nie ziściły się jego klątwy. Po latach dwunastu nicpoń mularczyk wracał pod rodzinne niebo i szedł do niego, nad to jezioro znajome, ale go nikt już nie poznał.
Obdarty włóczęga stanął na wybrzeżu koło chaty i patrzył. Ruch tam panował gorączkowy. Ołowiane chmury wróżyły rychły śnieg i zimę, więc z jeziora ściągali większe łodzie na ląd, na zimowe leże, pod szopy, otaczające chatę. Ciężka to była praca. Drzewo namokłe, ciężkie jak ołów, grzęzło w piasku; parobcy przeziębli, w wodzie po kolana, ruszali się opieszale, obojętni na gderanie starego, które słyszeli zawsze nad uszami przez rok cały. Nie robiło to na nich wielkiego wrażenia. Rybak w kożuszku, zaczerwieniony od wiatru i gniewu, krzyczał i krzyczał bezustanku.
— Hultaje, obieżyświaty, śmiecie miasteczkowe,