Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i miejsce na ziemi i w historji. Oto masz pole do badań!
— Żeby kolega znał plejady, mgławice, komety, pierścienie Jowisza...
— Byłbym głupcem. Nie wiedziałbym najpierwszej rzeczy: co jest człowiek i jak cielę patrzyłbym na fakta życia, na wielki pochód ludzkości przez wieki.
— A wie kolega, ile czasu idzie promień, Marsa do nas?
— A wie kolega, za i przeciw rządów Karola Wielkiego?
— A zna kolega wpływ księżyca na ziemię?
— A rozumie kolega, co zrodziło demokrację? Księżyc, żeby nawet plasnął w sam środek Europy, nie zrobiłby połowy tej chryi, co Marja Antonina.
— Szczęśliwe narody nie mają historji.
— Rozumni ludzie nie bawią się w astronomję.
— Za pozwoleniem, kolego!... A Galileusz, Archimedes, Newton, Kopernik?
— At! Szyliby buty, żeby nie prawa, rządy, akademje, rozwój ludzkości, mądrzy królowie.
— Archimeda żołdak zabił, Galileusza...
— Mniejsza o to! Świat egzystował, gdy dowodzili, że słońce się kręci; egzystuje, gdy dowodzicie, że stoi w miejscu i egzystować będzie, gdyby nawet jaki wasz brat wymyślił, że się obracamy wkoło Kasjopei!
— A wkoło czego obraca się ludzkość, ku czemu dąży? — zapalając się, zaczął wołać profesor gwiazd. — Jak wszechświat krąży nie manowcami, lecz bitą drogą, wkoło prawdy, od której bierze ciepło i światło, a do której nie doleci...
— Za pozwoleniem! Dlaczego?
— Dlatego, że jest prawo fizyczne, ciężkości.
— Brednie! — uderzając o stół pięścią, krzyknął historyk. — Ludzkość daleko zaszła w swym po-