Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/24

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    musisz być posłusznym bez drgnienia — albo się zabić. Pamiętaj!
    — Dlatego dnia, co przyjdzie, takim będę! — wymówił Gregor ponuro.
    Podniósł głowę i patrzył na mówiącego. Oczy jego stalowe migotały czarnemi błyski.
    — A wieszże ty jeszcze, że rozkazywać ci może będzie podpalacz, złodziej, wyrzutek społeczeństwa, z mętów dno same!
    — Dlatego dnia, co przyjdzie — niech mi rozkazuje!
    — A jeśli zdradzisz, zabije cię jak psa parszywego ten sam, tu obecny, Nikita.
    — Tego nie uczyni — spokojnie rzekł.
    — Pamiętaj i o tem, że cię ujmą. Pamiętaj o więzieniu, śledztwie, torturach, o obietnicach raju i katuszach piekielnych, pamiętaj jak milczeć musisz!
    — Ja wiem, kędy moja droga iść musi. Ot, patrzcie!
    Pięść wyciągnął nad płomieniem i trzymał, aż całą izbę napełnił swąd spalenizny.
    — Co to znaczy! — mruknął z pogardliwym uśmiechem.
    — Maszże chęć jaką dla siebie osobistą?
    — Jakże! Chcę ruiny starych bogów, rządów, praw, dogmatów. Chcę zmartwychwstania pokrzywdzonych i zdeptanych, chcę nowego świata i zwycięstwa człowieka wolnego. Owego dnia chcę, owego odrodzenia!
    Zamilkł i chwilę myślał.