Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie zastanawiałam się nigdy nad tem.
— Więc proszę się teraz zastanowić. To może przyjść prędko.
Spojrzała na niego uważnie.
— Hrabia wydaje się chory. Może lepiej wrócić do domu. Doktór stosowniejszy będzie od balu.
— Niech mi pani odpowie. Gdy mnie nie będzie, wyjedzie stąd pani?
— Tak! — odparła.
— Dlaczego?
— O hrabio, to nie potrzebuje tłumaczenia.
— I wyjdzie pani zamąż?
— Nie! — odparła lakonicznie.
— Ale pani rada będzie mnie się pozbyć?
— Nie! — powtórzyła równie krótko i stanowczo.
— Mógłbym sądzić, że pani dogadzam zatem?
— Mówiłam już, że pan dla mnie nie istniejesz. Cóż mnie obchodzi życie lub śmierć tego tam przechodnia?
— Cóż zatem i któż istnieje dla pani?
— Istnieje Bóg, wiara, rodzice, kraj, poczucie spełnionych obowiązków, nadzieja innego życia po śmierci. Istnieje wiele mocy i spokój w sobie.
Powóz stanął, rozłączył ich wnet wir ludzi.
Rozmowa ta do cierpień Sewera dodała nowe, rozbudziła wyrzuty sumienia, pojęcie całego szeregu popełnionych podłości, utrwaliła żądzę samobójstwa.
Nazajutrz po tej nocy, gdy Gregor go spotkał i słyszał rozmawiającego, świetny kirasjer stał