Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To moja sprawa. Zostajesz tu z nią?
— Spytam jutro moich.
— Jutro wieczór żebyście tu byli z powrotem, a pojutrze za gospodarstwo się wzięli. Latać do Grel co moment nie pozwolę, a jeśli co was tam korci, tu ma być!
Natalka poczęła Marcinowi coś szeptać, namawiać, prosić. Długo się wahał i opierał, ale wreszcie worek w kącie umieścił, szynel zdjął i podszedł do Saturnina.
— Dziękuję wam i, jeślim zawinił, o wybaczenie proszę. Nijakiej zdrady i oszukaństwa nie chciałem czynić i uczciwie wiary i przywiązania dochowam do śmierci, tak mi, Boże, dopomóż.
— Ja ci wróg nie będę, ani wam się przeciwić. Co się stało, nie zmienić!
W kilka dni potem na folwarku zaczął się inny ruch. Opuścił się pan Saturnin przez ostatnich lat parę, strzechy były dziurawe, płoty rozwalone, cegielnia nieczynna, inwentarz chudy, pole, bylejako przez parobka uprawione. Stary i sił nie miał i ochoty, zdawna nietowarzyski i ponury, zajęty tylko zbieraniem grosza, teraz i o te dochody dbać przestał. Obmierzł mu trud, obmierzł mu dom, bo Natalka zrazu zupełnie kędyś przepadła, a potem służyła w Grelach. Gdy ją zabrał na wiosnę, niby to pracowała, ale duszą i myślą gdzieindziej.
Plotka okoliczna wnet nowiny na folwarku zaszłe rozniosła szeroko, gadano w miasteczku, gadano w Kozarach, i pewnego dnia zajechał na folwark uradnik.
Marcin stodołę nową słomą poszywał, Natalka była w oborze. W izbie pan Saturnin robił grabie, a na podłodze przy nim bawił się paroletni dzieciak.
Uradnik zagaił rzecz o jakiś podatek, potem spytał:
— Toście sobie parobka, czy zięcia wzięli? Podobno ten Marcin z Grel u was na stałe?
— A on u was pod nadzorem może?
— Nie, tak ludzie gadają, plotą nieładnie. A dziecko to czyje?
— W Grelach koklusz, to Kafarowa swoją małą