Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dobrze się dzieje. Głupstwa rzucił, z Wołodźkówną się ożenił, wziął z nią majątek na Białorusi. Na ziemi siedzi, mocno. A wiesz, kto Kozary nasze targuje? To komedja, duszko! Przyjechał taki brodacz, Sybirak, z tych stron szlachcic, co się tam z kupczychą ożenił i podobno miljony ma! I targuje Kozary, na imię żony chce kupić! Czy się to śniło coś podobnego! Był u nas, gadali z panią marszałkową, popłakali się. Tylko z tym Kostusiem ona zgryzotę ma. Coś przystąpiło do chłopca. A ja już byłam taki piękny marjaż dla niego ułożyła.
— Z Misią?
— Porzuć. Misia nie ma ziemi.
— A ciotka tylko z ziemią swata?
— Takiego, który bez niej został, trzeba znowu w grunt wkopać, żeby rósł. Kostuś! — zawołała, widząc młodego człowieka wychodzącego z domu. — Marynia jutro przyjeżdża.
— To dobrze. Zastąpi choć w nocy przy babce Misię, która już nad siły bierze. Babka zasnęła, zresztą ze mną gadać nie chce! Jestem w niełasce, że nie chcę osiąść w tem podłem miasteczku.
— Bo i ma rację. Pojedziesz na koniec świata, wiary i mowy zapomnisz, jeszcze się rozpijesz, nauczysz się kraść w ich kompanji, a żeś kochliwy, to jeszcze licho wie z kim się ożenisz! Komu to miło ciebie na zgubę dawać! Ach, co to za młodzież teraz! Tobie, duszko, tylko pieniądze, karjera w głowie, mniejsza gdzie, w Samarkandzie, w Tule, w jakiemś Baku, w jakimś Turkiestanie. Dawniej na zsyłkę tam pędzili naszych, a teraz z ochoty jadą. A tu panienki starzeją się, majątki przepadają. Ot, żebyś rozum i serce miał w porządku, tobyś powinien z Ostaszewską się ożenić, tyle ziemi od ruiny uratować.
— Z Ostaszewską? Toć tam jest brat?
— Umarł zeszłego roku. Ona jedna tylko!
— Nie znam jej. Ładna?