Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Misia wyszła, a Kostuś spytał:
— Białozór często bywa? Nie ożenił się?
— Nie — dotąd. Zdaje mi się, że o nią się stara.
— O Misię! — zawołał Kostuś. — Przecie babcia na to nie pozwoli. On ma pięćdziesiątkę.
— Jeśli ona tylko zechce, zrobi dobry wybór! To bardzo zacny i poważny człowiek. We wszystkich robotach ideowych on jeden mi pomagał. Od pięciu lat, jak wrócił z Rosji i objął po bracie Ostrowy, czuję inny duch wokoło. Stefanie — zwróciła się do wnuka — napisz list i wyślij na pocztę, będę spokojniejsza.
Stefan poszedł do siebie i z nieznośnym niesmakiem i przymusem wymęczył list.
Gdy skończył, wyszedł na dziedziniec, szukając komuby go poruczyć; spotkał Misię, idącą od śpichlerza do stajni, przed którą stał osiodłany koń i wóz Bohuszewicza.
— Pan chce list wysłać do miasteczka? Jest okazja. Proszę. Otrzymałam depeszę od Maryni Hlebowiczowej, że jutro przyjeżdża, i posłaniec jeszcze nie odszedł. Tu mamy do poczty jeszcze dwie mile, cała podróż.
Podeszli do stajen, gdzie Bohuszewicz konia jej podał, wyręczając głupkowatego stajennego chłopaka. Ruchem wprawnym, lekkim, wskoczyła na siodło i stała, polecając list opiece Żydka-posłańca. Zdawała się nie uważać na Stefana i odjechała ku bramie, śpiesząc, by robocie wydołać.
Stefan wpadł na Duszkę, drepczącą od oficyny.
— A co? Podobają ci się Grele? Ładnie tu, porządnie. Nigdzie tu takiego ładu niema, i to same baby rządzą, aha, i trzymają mocno! Ma pani marszałkowa szczęście do ludzi i umie wyrobić. Co z Misi za gospodyni, ho, ho! A w Suhakach Ostaszewskie ledwie się trzymają i, żeby nie pomoc z Grel, toby dawno zginęły. A niby też pracują, oszczędzają, mozolą!
— Co się dzieje z Korewą, tym, co mieszkał u pani Horbaczewskiej, wtedy? — spytał Stefan.