Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

by znaleźli, toby miał nieprzyjemność. Ale ja dobrze schowam i nie powiem, skąd mam. Nie bójcie się!
— Ja! My! Bać się! — zaśmiał się zuchwale Kafar. — U nas tylko dusza droga, a tej największe królowanie w dokuczliwościach i prześladowaniu. Możesz zostać, za godzinę robotę skończymy, pacierze będziemy odmawiać, odmówisz i ty z nami, a książki jakie mam, dam ci bez żadnej obawy.
Gdy po pacierzach Iwan wyszedł z elementarzem i katechizmem w zanadrzu, Kafarowa, wyprawiwszy córkę spać, napadła na męża.
— Poco go hołubisz? Ojciec Krośnę zgnębił, syn ci córkę zdurzy. Chcesz zięcia Bohuszewicza?
— Pocośmy tu wracali? Nie dla brzucha i kieszeni, bośmy i tam byli syci i dostatni, i nie dla Krośny, bo nie nasza ona i nie odzyszczem. Wrócili z tęsknicy i z przywiązania do tego, za co się tyle męczyli. I mamy odepchnąć takiego, co naszym chce być? Dziewczyny nie zdurzy, twoja córka jest, a jeśli Bohuszewicza syn naszym zięciem ma być, Boskie zrządzenie i wyrok!
— To ty się zgodzisz może, żeby Saturnina córka była ci synową!
Kafar skoczył.
— Skąd ci to przyszło! To za nic.
— Pytała kiedyś Wikci o adres Marcina!
— Głupstwo — mruknął tknięty strachem i aby przerwać rozmowę, począł półgłosem odmawiać pacierze.
Sprawa Bohuszewiczów w miasteczku ucichła. Zato zaczęto sobie opowiadać, że Natasza Saturnina wygląda podejrzanie i że ojciec codzień ją bije i z domu wypędza. Ale w końcu lutego pewnej niedzieli ujrzeli ją ludzie na rynku, przywiozła prosięta na sprzedaż, i kumoszki zdecydowały, że to plotki, co złe języki na dziewczynę prawią. Podczas nabożeństwa Natasza była w kościele, więc po sumie zaczepił ją Iwan Bohuszewicz.
— Cóż to, panna Natasza do nas teraz chodzi?
— Niedawno i pan Iwan tu bywać zaczął! — odparła.