Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozumie, a tak niby kocha! Mama tak i ojca kochała i tak go zrozumiała.
— Romanse, kobiety, rozkosz! Co za głupota. Niech mnie spytają, co jest prawdy w tych czarach! Miałem w domu pięć sióstr i dwie kuzynki. Wiem coś o tych urokach i miłościach! Kobieta robi się znośną od sześćdziesiątego roku swego życia. Do tej pory niech losy strzegą od każdej każdego.
Tak mówił Jagodziński, a że to zdanie powtarzał często i stale, a Stefek był naturą nawskroś subtelną i marzycielską, nauki mentora trafiały na grunt podatny. Stefan w lat szesnaście kobiet nie znał, nie pożądał i lękał się. Posądzenie wuja było najzupełniej fałszywe. Pomimo najczujniejszej baczności pani Oktawji nigdy nie okazało się żadne przestępstwo, tylko w kwestj i wakacyj zaszła znowu scena familijna. Stefek zaprotestował przeciw wyjazdowi zagranicę.
— Jeśli mama potrzebuje kuracji i wyjeżdża z wujenką i dziećmi do Ems, jabym prosił, żeby mi mama pozwoliła na lato przyjąć kondycję.
— Co? Co to takiego?
— Chciałbym dostać korepetycję na wsi, pracować dla siebie.
— Ty! Poco? Naco?
— Żeby zarobić.
— Grand Dieu! Ty masz zarabiać! Ty — mój syn! W jakiem świetle ty mnie przedstawiasz? Więc niedostatek znosisz, źle ci, brak ci czego!
— Syty jestem i odziany, mamo, ale jabym chciał już zacząć pracować na siebie. Funduszu nie mam, jesteśmy na łasce dziada. Póki byłem dzieckiem, uchodziło — teraz wstyd mi.
— Kto ci poddał takie myśli?
— Dziad tyle razy mówił, dawał wyraźnie do zrozumienia. Nie godzi mi się pasorzytem być!
— Mais il est fou! C’est de la démence! — zaczęła rozpacznie pani Oktawja i dostała ataku nerwowego,