Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlatego, że ci jej ojciec nie da, a powtóre, że ci się nie godzi brać córkę tego, kto twego ojca zamordował.
Patrzę na nią bez ducha, a ona mówi:
— Niedawnom się dowiedziała i chciałam pisać do ciebie, ale mi żal było Antosi. Był u ojca stary kamerdyner Tomasz?
— Był.
— Otóż on był świadkiem, jak ojciec, bardzo chory, dał Burskiemu pieniądze na spłatę długów. Wówczas wziął spadek po ciotce Wistyckiej. Burski pieniądze wziął, wierzycielom przedstawił ojca jako bankruta, długi za pół ceny kupił dla siebie. Rachował na rychłą śmierć ojca i w tajemnicy to trzymał. Traf zdarzył, że wierzyciel jeden dotarł do ojca i srodze go dotknął, swoją krzywdę opowiadając i skarżąc się na Burskiego. Wtedy ojciec konający, do miasta z nim pojechał i tam, prawdę posłyszawszy, w zajeździe, apopleksją tknięty, umarł.
Wziąłem się za głowę, zupełnie oszołomiony, a Walka mówiła dalej:
— Tyś tam na świecie zapomniał o wszystkiem. Ja, tu siedząc, zatracona i nędzna z łaski Burskiego — słucham — co ludzie mówią. Pozbierałam skrzętnie wspomnienia ojca, pozbierałam te krzywdy nasze i chowałam w sercu, aby ci zdać, skoro człowiekiem zostaniesz. Tobie trzeba ojca pamięć oczyścić i tych ludzi pognębić, co nas odarli. Dawno już to wiem, alem nie chciała tobie nauk przerywać, cierpiałam i czekałam.