Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cować dzień cały. Umiał wreszcie grać, śpiewać, tańczyć, był ulubieńcem kobiet, życiem każdego zebrania. Zastosowywał się doskonale do wszelkiego towarzystwa i otoczenia, nie miał żadnych przekonań, fantazyj i złych humorów. Lubiany był ogólnie, ale nie miał przyjaciela.
Smolina zupełnie opanował. Sybirak słabej był głowy, powodzenie wytrąciło go z równowagi. Zdobył fundusz, utrzymać go nie miał siły i zdolności. Za długie lata ciężkiej pracy i niedostatku wynagradzał sobie użyciem teraz. Szumski nauczył go używać po europejsku, mentorem był i kolegą zarazem. Orgje ich budziły podziw zgrozy, a stanowisko hamowało krytykę.
Miał Szumski świetne dochody i wiodło mu się wszędy. Jużby kapitał zebrał, gdyby nie karty i Smolinowa. Karty były zmienne. Co wygrał u kolegi, przegrywał z wielkim procentem innym graczom w klubie. Była szajka, która żyła z niego. Smolinowa zaś była niewyczerpana w pomysłach zbytku i kaprysów. Bał się jej gwałtowności i spełniał najdziksze żądania. Kobiecie tej nawet Szumski nie potrafił dać rady. Opanowawszy wszystkich, przez nią został opanowany. I był to czarny punkt jego życia ten stosunek. Była to niewola, z której wydostać się nie mógł. Przychodziło między nimi do scen gwałtownych; zazdrosna była jak tygrysica, namiętna do wściekłości. Tolerowała pannę Gostyńską, nie znosiła innych romansików, nawet zabawy. Gdyby nie ona, Szumski pozostałby na Syberji, ale się jej bał i czuł instynktownie