Strona:Maria Rodziewiczówna-Za wiarę i ojczyznę.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże tatku, teraz będzie?!
— Tak zrobiłem. Dworek zamknąłem na głucho, sad i ogród w dzierżawę oddałem sąsiadowi i te pieniądze dla Władka będą na naukę. A mnie samemu jak tam bez was być. Da Bóg, przyjdzie czas, zbierzem się może znowu do kupy, tylko już nie czworo was będzie, a może kilkanaście — naszych! Ja jeden byłem, przez to i niejedno się zaniedbało. Teraz w rozproszeniu trzeba być!
— A gdzież ojciec będzie? U nas proszę pobyć! — rzekł Skowroński.
— Do wiosny pobędę. Makarewicz mi przysłał kilkanaście rubli i Adaś z Wołynia dwadzieścia. To z wiosną ruszę,
— Dokąd?
— Do Władka — i dalej. Przed śmiercią muszę zobaczyć oczami własnemi, co to za Polska taka. Wnuki trzeba nauczyć, opowiedzieć. Jaż oprócz Wołczni, świata nie widział. Przez to wiek zbył niewiadomo jak poco. Wnuki wiedzieć będą.